Najlepsze wspomnienia z SNESem

SNESNie jest to toplista. Chciałem zamieścić w tym wpisie coś w co faktycznie grałem na konsoli, zamiast opisywać wrażenia z gry na emulatorze, bo jak wiadomo są to dwa różne doświadczenia. Cała magia tkwi w siedzeniu przed telewizorem, monitor, brak czarów (czyli dmuchania w kardridż celem usunięcia kurzu, chociaż to podobno szkodzi… Meh, niemożliwe!) i możliwość zapisywania w dowolnym momencie wpływają na odbiór. O to moja lista.

TMNT IVNa początek przypomnijmy sobie klasyk beat ’em upów. Samo wspominanie Wojowniczych Żółwi Ninja IV teraz sprawia, że miłe ciepło rozchodzi się po ciele, a ręce szukają pada. Tym bardziej to wspomnienie stało się milszym po ostatniej zbrodni Hollywood czyli okropnym filmie Jonathana Liebesmana o zielonych mutantach. Wracając do gry. Pewnie moi rówieśnicy lub dzisiejsze młodsze pokolenie pobłogosławione starszym rodzeństwem/kolegami/kuzynostwem zna to uczucie kiedy zasiadało się do gry „na dwóch” (nie do „kołopa”) i mentalnie przygotowywało do skopania tyłków kilku bandziorów, w 2D! (względnie 3D w fantastycznym klasyku z PSX Fighting Force) W tej grze było wszystko wpadająca w ucho muzyka, fajne ciosy, ŻÓŁWIE NINJA!, mnóstwo kolorów i rzesza wrogów do pokonania. Całość wsparta przez opcję gry dla dwóch graczy. Czysta przyjemność.

Aladdin_(SNES)_03Disney na konsolach Nintendo wyciskał z graczy wszystkie soki. Wybrane poziomy z NESowego Króla Lwa do dzisiaj śnią mi się po nocach, a Duck Tales to klasa sama w sobie (w zeszłym roku wydano na dzisiejszy sprzęt odświeżoną wersję Duck Tales Remastered studia WayForward, które zna się na rzeczy kiedy kwestią jest platformówka 2D). Nie inaczej było z Alladynem na SNESa. Porównywanie Alladyna do tych klasyków jest wielce wskazane, bowiem zgodnie wielu twierdzi, że ta gra to jeden z lepszych tytułów wydanych na konsolę Nintendo. Tajemnica tkwi w tym, że gra została stworzona przez jednych z ówczesnych mistrzów platformówek – Capcom. Mieli pewną, popularną markę, więc środków nie szczędzono i chciano wyprodukować coś co będzie na poziomie wykorzystywanego materiału. Dlatego od razu można zacząć wymieniać, muzyka, grafika wyjęta wprost z pełnometrażowej animacji Disney’a, projekt poziomów, kolorystyka. Wszystko jest na bardzo wysokim poziomie i nawet czas przez te wszystkie lata nie dał rady zniszczyć bezbłędnego systemu sterowania postacią. Proszę Nintendo, wrzućcie ten tytuł do eShopu do Virtual Console!

micromachinesGdy patrzę w przeszłość, zaskakuje mnie ilość gier na licencji zabawek, filmów, bajek, które prezentują wysoki poziom wykończenia. Stanowi on główny czynnik promocji i popularności tytułu. Smuci mnie, że gdzieś to znikło i obecnie gra na licencji filmowej to synonim gniotu, względnie średniaka. Dlatego nie może dziwić dystans do tego typu produkcji, które właściwie tworzą osobny gatunek. Jednak gdy popatrzymy wstecz, jest tyle udanych gier z dzisiejszej perspektywy nie mających prawa bytu. Micro Machines to marka obecnie należąca do Hasbro. Jak nazwa sugeruje, były to miniaturowe repliki różnej maści pojazdów. Z czegoś takiego byt miała jedynie gra wyścigowa. Jednak powstało pytanie, jak zachować ducha marki? Odpowiedź zabrzmiała, chciałoby się powiedzieć szalenie, ale w rzeczywistości niebezpiecznie nieciekawie. Tory wyścigowe zostały skonstruowane w kuchni, wannie, garażu, i tak dalej. Brzmi jak seria gierek za 20 złotych. Zaskakując wszystkich, Micro Machines okazało się przemyślanym, dopieszczonym tytułem Mistrzów kodu (Codemasters). Pojazdy występują w 4 kolorach oglądane z góry. Wszystko jest okraszone piękną kolorowa, pikselową grafiką. Sama rozgrywka bazuje na czystej, arcade’owej radości czerpanej z rywalizacji siedzących na jednej kanapie/podłodze. Wygrywa oczywiście najzręczniejszy i sprytniejszy potrafiący wykorzystać przeszkody w postaci miodu, smaru lub baniek mydlanych. Codemasters już wtedy miało spore doświadczenie w tworzeniu gier wyścigowych co zostało odzwierciedlone w bezbłędnie reagujący systemie sterowania. Klasa sama w sobie.

Super bombermanNESowy hokej oraz koszykówka, Diablo 2, Return to Castle Wolfenstein, Commandos, Colin McRee Rally i Super Bomberman to lista większości gier, przy której z tatą i moim bratem spędziliśmy mnóstwo godzin w czasach mojego dzieciństwa. Były one kwintesencją multiplayerowej gry, ale chyba żadna nie dawała tyle dobrego współzawodnictwa co ostatni tytuł. Szczerze mówiąc to nie rozumiem czemu wciąż nie ma jakiegoś porządnego wydania z rankingami do kupna na Steamie. Zamiast tego wyszła ostatnio jakaś pierdółka na iOS. Czy Konami nie widzi sensu ponownym wydaniu tej gry? Chętnie bym zobaczył jakiś tytuł za 5$ z opcją gry w Internecie i tyle. W tej grze nie ma wielkiej filozofii. Jak najszybciej zdobyć ulepszenia, które ułatwią eksterminację przeciwników. Na nich dybie nie tylko nasza postać, ale i porozrzucani po mapie niezależni wrogowie. Dodatkowo z kolejnymi ulepszeniami tworzymy zagrożenie i dla nas samych, co naturalnie dodaje smaczku i sprawia, że częściej przeklinamy samych siebie niż przeciwników. Bomberman udowadnia, że najlepsze są proste rozwiązania.

Te gry skutecznie unikają szczęk czasu, tym samym zasiewają marzenie o odświeżonych wersjach, które są  plagą obecnej generacji. Dlatego najlepiej pozostawić klasyki w dawnej postaci i jeśli już, to poddawać korekcji ich rozdzielczość i choćby dodawać funkcje gry przez Internet. W innym przypadku Bomberman nie miałby sensu. Wypatruję tych gier w Virtual Console, mam nadzieję, że najpóźniej na następnej generacji konsol Nintendo ujrzę wymienione tutaj tytuły, a także spróbuję te najbardziej znane jak Super Metroid, a w które nie miałem okazji zagrać na SNESie.

Na koniec najlepsza gra, z którą się zetknąłem na SNESie. Bez słów, gdyż nie są one potrzebne wobec takiej legendy.

Zelda3-Logo

Gra z czołówki tytułów wszechczasu

Dodaj komentarz