Powrót do przeszłości: 2006

PC MASTER RACE 2006

Jest druga połowa 2016, więc warto by sięgnąć po tytuły sprzed dekady, które są nadal popularne i diablo grywalne. Czym rok 2006 się charakteryzował? Niewątpliwie postępem graficznym (wszechobecna poświata w każdej grze), świetnymi sequelami i nowymi markami – do wymienionych poniżej można dorzucić Neverwinter Nights 2, Prey czy Hitman: Blood Money. Tytułów ukazała się cała masa i wybór tylko 10 był dla mnie niezmiernie trudny. Innymi słowy, rok pański 2006 był kolejnym znakomitym  i – jak miało się okazać później – jednym z ostatnich takowych dla branży gierkowej. Oczywiście wybór jest jak zawsze subiektywny i można go, tradycyjnie, olać i się z nim nie zgadzać. Zapraszam do lektury!

  1. Gothic 3

G3

Zaczynam od wielkiego… rozczarowania. Tak, mimo, że jestem fanem Gothików jak i Risenów, należę do grona krytyków trzeciej części tak popularnego u nas Gothika. Tragiczny system walki wręcz, naciągana fabuła (nagle możliwość stanięcia po stronie „tych złych”?), tona bugów, powtarzalne questy, średnie dialogi, optymalizacja… Sporo tego było i choć duża ilość baboli została poprawiona przez patche, a dzięki modom gra klimatem może przypominać poprzednie części, mnie zatruła i zwyczajnie zmęczyła, zwłaszcza wspominanym system walki wręcz – niestety, tego żaden patch ani mod nie zmienił. Niemniej, są plusy – duży, piękny i zapełniony świat (zwłaszcza jego centralna część) oraz absolutnie ZNAKOMITA ścieżka dźwiękowa pana Rosenkranza. Plusy na tyle istotnie, że czasem potrafiły wciągnąć nawet takiego malkontenta jak mnie. Z bólem serca przyznaję, że już tego nie robią – odpaliłem ostatnio z wszystkimi modami itp. – to nadal G3. Co nie zmienia faktu, że jest rzesza osób, który grę wielbią. Cóż, przynajmniej „Piranie” (moim zdaniem) odkupiły grzechy trzy lata później pierwszym Risenem. 🙂

  1. Titan Quest

TQ

Na pierwszy rzut oka produkt ten to kolejny hack n’slash – na każdy kolejny również. Niemniej, miał w sobie to „coś”, co miewa niewiele h’n’sów. Jedni nazywali to klimatami starożytno-mitologicznymi i możliwością zarzynania tysięcy centaurów, skarabeuszy czy tygrysoczłeków – w grze występują czy mitologie (kolejno grecka, egipska i chińska) i menażeria jest odpowiednio odwzorowana – niezależnie, czy walczymy pod Spartą, Babilonem czy Wielkim Murem w Chinach. Inni nazywali to możliwością tworzenia dwuklasowych postaci – w grze występuje 8 profesji (9 w dodatku) i można je miksować do woli, co daje potężną dawkę kombinowania i budowania postaci. Jeszcze inni nazywali „coś” po prostu grywalnością. Ja zaliczam się do wszystkich z tych grup. Szczerze polecam, bo to najlepszy h’n’s niebędący Diablo. Zwłaszcza, że ukazała się na Steama odświeżona wersja gry.

  1. Medieval II: Total War

Med2

Medieval II w czasie premiery nie miał łatwo: trudno było się oprzeć wrażeniu, że zmiany w stosunku do Rome są kosmetyczne i gra cierpi na typową bolączki serii TW (nudne końcówki kampanii, polegające na żmudnym podbijaniu wymaganej ilości prowincji). Poza tym w grze występowała tona bugów, a polonizacja była – ekhm – mierna (wyrażenia typu „milicja włócznicza”). Mimo tych „niesmaczków” gra odniosła spory sukces i nadal jest popularna dzięki olbrzymiej ilości modów – i to wysokiej jakości. Obok drugiego Shoguna jest to najlepsze dzieło The Creative Assembly.

  1. Tomb Raider: Legend

TRL

W 2003 miała miejsce premiera Tomb Raider: The Angel of Darkness – gry, która – wydawać się mogła – pogrzebie tę popularną serię gier z brytyjską archeolog w roli głównej. Eidos, będący wówczas wydawcą cyklu, nie chciał popełnić tego samego błędu i oddał markę w ręce Crystal Dynamics (twórcy serii Legacy of Kain). Legenda miała premierę wiosną w 2006 roku i cóż – pozamiatała! Gra była zdecydowanie skierowana do szerszego grona odbiorców (czyt. poprawiono wszystkie sztuczne trudności z poprzednich części, dodana więcej akcji „strzelanych” itd.) i to okazała się kluczem do sukcesu. Gra odniosła potężny sukces i pozwoliła na reanimację marki, co, patrząc z perspektywy następnych części i ich jakości, jest dla graczy rzeczą dobrą.

  1. Just Cause

JC

Średnia grafika (no, może poza lasami), niczym niewyróżniające się strzelaniny, masa ogranych schematów i kompletny brak realizmu – oto Just Cause i jej przymioty, które podbiły serca graczy. Gra nie była kompletnie na serio – w grze wcielaliśmy się w agenta CIA, będącego połączeniem Jamesa Bonda i El Mariachi, którego zadaniem jest obalanie rządów dyktatorskich w jednej z bananowych republik. Jak wspominałem, schemat do bólu, ale zamierzony i zrobiony z dystansem, podobnie jak brak realizmu. I to czyni tę grę wyjątkową – bo gdzie można przyczepić się linką do samochodu, by podróżować w tym czasie na spadochronie i odpędzać się od śmigłowców w międzyczasie je przejmując? 😛 W dzisiejszych czasach wydaje się troszkę toporna, zwłaszcza jeśli patrzeć przez pryzmat znacznie lepszej „dwójki” i „trójki”. Nie zmienia to faktu, że to świetna gra akcji.

  1. Call of Juarez

CoJ

Westernowy shooter – dzisiaj to nie robi na nikim wrażenie, ale w 2006 CoJ było powiewem świeżości, gdyż gier w tych klimatach było niewiele i nie wszystkie z nich były dobre (poza w. w.  do głowy mi przychodzą ze dwa tytuły). Call of Juarez naprawdę był mocny i fajny, mimo średnich fragmentów platformo-skradankowych. Był także kolejnym dużym sukcesem wrocławskiego Techlandu (stworzyli wcześniej m.in. niezłego FPSa Chrome), gdyż wydawaniem tytułu zajął się Ubisoft. Otworzyło to panom furtkę do sukcesu i kolejny, znaczenie lepszych, części. Poza tym, to polska, dobra produkcja.

  1. The Elder Scrolls IV: Oblivion

TESIV

Kolejna część niezwykle popularnej serii RPG była przyjęta przez weteranów RPG dość chłodno, bo oferowała sporo nowinek. O ile część istotnie była nietrafiona (kretyńskie skalowanie przeciwników), to reszta zadomowiła się na dobre w RPGach (np. szybka podróż do odkrytych miejsc na mapie). Cóż, ja wielkim fanem serii TES nie jestem, ale Oblivion mnie troszkę wciągnął. Jakby nie patrzeć, był pierwszym „nowoczesnym” RPG, więc oddaje cesarzowi to, co cesarskie.

  1. Heroes of Might & Magic V

HoMMV

Turówki nigdy nie były moją domeną i nigdy nie będą, wolę bezmózgie RTSy. 🙂 Niemniej, HoMMV był pierwszą turówką, która mnie wciągnęła – samo demo przechodziłem z 6 razy. Cudownie proste zasady, świetna grafika, pozbycie się niepotrzebnych udziwnień z IV części (którą też lubiłem) – ekipa z Nival jako jedna z niewielu w branży odkładała premierę (był falstart w styczniu, gra ostatecznie wyszła późną wiosną), by zaimplementować zmiany sugerowane przez graczy, tak, by gra jak najbardziej przypominała poprzednie części poza częścią czwartą . Dość powiedzieć, że wg wielu (złośliwców?) gra to remake HoMMIII i… chyba mają rację i chyba o to chodziło. Wedle wielu ostatnie dobre „hirołsy”.

  1. Dark Messiah of Might & Magic

DMMM

Zostajemy w tym samym uniwersum i nawet tym samym świecie tego uniwersum – dzieło francuskiego Arkane Studios to FPS dziejący się kilkanaście lat po wydarzeniach przedstawionych w tytule z trzeciego miejsca. Tytuł ze wszech miar  wyjątkowy, gdyż w skrócie FPS „S” winno być rozumiane bardziej jako „slasher” niźli „shooter”. Do dyspozycji mamy całą gamę mieczy, sztyletów, kosturów, pałek, maczug, łuków itd., by wyżynać typowe dla tegoż świata plugastwa jak ghule, gobliny, cyklopy czy orków. Gra charakteryzuje się świetnymi animacjami, bardzo dobrą grafiką napędzaną przez Source, niezłą historią i dobrym oraz naprawdę wymagającym systemem walki. Jak na FPSa jest dość długa. Niemniej, jej nietypowość jest jej siłą i to siłą przyciągającą. Nadal wgniata w fotel.

  1. Company of Heroes

CoH

Kolejny RTS, znowu II wojna, znowu Normandia… Wszystko się zgadza, ale podane jest to w takiej formie, że czapki same spadają z głów, a kolana zginają się ku pokłonom. Relic po świetnym Dawn of War wykorzystał stworzył po raz kolejny wyjątkowego RTSa, w którym bardziej niż zręczność palców i liczebność wojsk liczy się zmysł taktyczny. Z poprzedniego swego tytułu twórcy zaczerpnęli system zdobywania surowców i system osłon, odpowiednie je modyfikując do II wojny światowej. AI to naprawdę inteligenta: oddział, który zostanie zaatakowany, leci sam do najbliższej osłony. Gra miała świetny klimat i pozwalała odczuć to, na co wcześniej pozwalały drugowojenny shootery – uczucie bezpośredniego udziału w walkach. Do tego kampania, która jest wyraźnie inspirowana „Kompanią braci”. Tytuł znakomity (kilka nagród „Gra Roku” nie było bez powodu), który doczekał się niezłego sequela. Niemniej, moim zdaniem, mimo, że udanie rozwija pomysły poprzedniczki, nie miał już tej klasy, a kolejne DLC tylko ją rozwadniały… Polecam wrócić do jedynki. Jest najlepszą grą w historii od Relic.

Dodaj komentarz